
[…] Co ma modlitwa do pomocy?! Tym ludziom (powodzianom) jest potrzebne jedzenie, picie, ubrania, karma dla zwierząt… A rycerze (nie wiem kto tak się nazwał, bo do rycerzy to im brakuje i to bardzo dużo) powinni jechać i pomagać fizycznie, bo tam brakuje rąk do pracy, a modlitwę to mogą sobie wsadzić w buty.
Między innymi takimi słowami zareagował mój znajomy Jarek (imię zmienione na potrzeby wpisu), gdy udostępniłem na Facebooku post Wojowników Maryi o rozpoczęciu nowego roku formacyjnego, które odbyło się w Gdańsku, 14 września.
[…] wesprzeć można finansowo i darami. Co modlitwa da, jedzenie, picie, ubrania, uchroni ich (powodzian)?! Zachowujemy się jak w średniowieczu. Pomodlimy się i modlitwa wszystkich uratuje
. Jak by istniał Bóg to nie doprowadził by do takiej tragedii.
Odpowiedziałem Jarkowi, że Bóg nie ma z tym (z powodzią) nic wspólnego, a myślenie, że to On jest sprawcą nieszczęść ludzkich jest właśnie rodem ze Średniowiecza. Modlitwa daje ogromne wsparcie i siłę do dźwigania problemów.
No to zaczęliśmy dyskusję. Jarek odpowiedział:
To oczywiście tylko moje zdanie, ale co ma modlitwa do pomocy ?! Tym ludziom jest potrzebne jedzenie, picie, ubrania, karma dla zwierząt. A rycerze (nie wiem kto tak się nazwał, bo do rycerzy to im brakuje i to bardzo dużo) powinni jechać i pomagać fizycznie bo tam brakuje rąk do pracy a modlitwę to mogą sobie wsadzić w buty. Mi modlitwa w życiu nie pomogła i nie pomoże, po pożarze jaki przeżyłem z rodziną miałem głęboko w butach modlitwę a mogłem liczyć tylko na pomoc fizyczna ludzi która była potrzebna. Dla mnie to jest Średniowiecze.
Kończąc wymianę zdań napisałem:
Nie zamierzam Ciebie – „nieprzekonanego” – przekonywać. Człowiek potrzebuje rozwijać się na 3 płaszczyznach: fizycznej (1), umysłowej (2) i duchowej (3). W tych 3 obszarach potrzebuje wsparcia i sam to musi odkryć.
Rzeczy materialne (1), wiedza i umiejętności (2) to coś, co możemy empirycznie doświadczyć. Te potrzeby odkrywamy od najmłodszych lat, bo przecież każdy potrzebuje miejsca do mieszkania, pieniędzy do życia, ciuchów do noszenia, jedzenia do przeżycia i wiedzy do życia.
Z rozwijaniem ducha i wiarą nie jest tak prosto, bo to jest “schowane” i wymaga odkrycia. Tego nie da się wyćwiczyć, bo to płynie z łaski, którą otrzymujemy za darmo. Warunek jest jeden: o łaskę trzeba Boga poprosić. Jeśli Go nie poprosimy, to łaski wiary nie otrzymamy, bo On szanuje naszą wolę.
Ja taką łaskę wiary otrzymałem w Gietrzwałdzie. Dwa lata temu, ale w 2019 roku poprosiłem (a raczej wykrzyczałem) o nią, bo już było tragicznie. Do 2019 roku – przez większość życia Pana Boga nie potrzebowałem. Do czasu.
Moc modlitwy jest wyczuwalna, ale wielu z nas sobie z tego nie zdaje sprawy. Czujemy (i widzimy), że lekko idziemy przez trudy codzienności, albo umiemy rozwiązywać problemy i mamy siłę dźwigać ciężary, które nas przygniatają. Ale skąd ta siła wewnętrzna się bierze? Ona jest wyćwiczona w szkole, w pracy? A może tę siłę wymodlili nam bliscy, nieznajomi, lub osoby konsekrowane, które dniem i nocą modlą się o nas, bo my – w naszej codzienności nie umiemy wygospodarować odrobiny czasu na spotkanie z Bogiem?
Może Twoją siłę i wytrzymałość ducha wymodliła Ci Twoja babcia, dziadek, ciotki, sąsiadka, a może prababcia, która wstawiała się do Boga jeszcze przed Twoim narodzeniem, aby jej następne pokolenia miały w życiu siłę to rozwiązywania i pokonywania trudności w dorosłym życiu? O tym dowiemy się już po przejściu na tamten świat.
Bóg posługuje się również ludźmi, aby nieśli pomoc tym, których los doświadczy. Może Ci, którzy pomogli Twojej rodzinie, gdy dotknął Was pożar, odpowiedzieli na natchnienie Ducha Świętego? Może to była jedna z okazji, by podziękować Bogu za to, że dał Ci kolejny czas, abyś do Niego wrócił?
Ten powrót jest trudny i wymaga odwagi. Zły będzie robił wszystko, abyś tkwił tu, gdzie jesteś. Ale wrócić jest warto, bo wtedy troski, problemy, trudy życia codziennego łatwiej znosić. Złość mija i jest pokój ducha. Dziś – nawet jeśli tego nie chcesz – to Cię obejmę modlitwą. Trzymaj się. PS. Darek, wracaj do domu.”
Złe doświadczenia, zranienia lub strach; ból, komfort lub lenistwo trwające latami są dużą tamą przed łaskami, które Jezus chce na nas wylać. Ja o tym zapomniałem na długo, a przez te wszystkie lata taplania się w brudzie nie miałem nikogo, kto by mną wstrząsnął. Zły nie przeszkadzał mi w brudzeniu samego siebie.
Bóg mi nie przeszkadzał w grzeszeniu, bo wybrałem życie bez Niego. Ale On wiedział, że to wszystko, co do tej pory uzbierałem sprawi, że tama pęknie w 2019 roku, a czas nawracania zacznie się w Sanktuarium Maryjnym Gietrzwałdzie.
Bóg i Maryja byli zawsze przy mnie. Zacząłem sobie to przypominać dopiero po latach. Przypominałem sobie, że spontaniczne wykonywałem gest krzyża, gdy mijałem przydrożne kapliczki; zatrzymywałem wzrok na kopule kościoła, którego dostrzegałem gdzieś w oddali i wiele innych rzeczy. Przez cały czas Bóg pokazywał mi drogowskazy, abym powrócił, ale ja wtedy nie patrzyłem na nie. Do czasu. Do Gietrzwałdu. Wtedy wszystko się zmieniło.
