
Z różańcem, który przywiozłem z rekolekcji w Gietrzwałdzie byłem szczególnie związany. To moja pamiątka z tamtego miejsca i pierwsza – świadomie później używana “atomowa broń”, którą nosiłem przez prawie 2 lata. Różaniec zabierałem wszędzie, niezależnie od okoliczności: plaża, zakupy, spotkanie biznesowe, krótkie spodenki, długie jeansy czy spodnie od garnituru. Różaniec musiałem po prostu czuć pod ręką.
Gdy zakończyła się Msza Święta w Matczynej Wiosce, w której braliśmy udział z Wojownikami Maryi, miałem chwilę, aby zrobić kilka zdjęć kaplicy. Gdy spojrzałem na figurę Matki Boskiej stojącej przy ołtarzu, zauważyłem naręcze różańców. Wtedy poczułem pragnienie, aby wymienić się z Nią swoim różańcem.

Nie zastanawiałem się, który różaniec zdjąć. Najpierw założyłem na Jej dłoni swój drewniany, a później zdjąłem ten “pierwszy-lepszy”. Ten, który wisiał najbliżej palców. Gdy włożyłem nowy różaniec do kieszeni, wrzuciłem 10 Euro do koszyczka, który leżał na ławce i wróciłem na parking do braci ze wspólnoty.
Po powrocie do hotelu, przebrałem się w wygodniejsze ciuchy i poszedłem bocznymi drogami na Górę Objawień, aby spędzić w ciszy kilka godzin. Idąc piaskowymi dróżkami dotarłem do asfaltowej drogi. Mijając pierwszy budynek wszedłem na drogę prowadzącą na Podbrdo i nagle – ku mojemu zdziwieniu – pod stopami wyrósł mi banknot o nominale… 10 Euro.

Zastanawiające to było uczucie, bo przecież tą drogą podróżują setki pielgrzymów na Górę Objawień i nikt nie zauważył 10 Euro leżących na środku drogi? No cóż. Podniosłem dychę, spojrzałem w niebo, podziękowałem mamie za pieniądze, które uznałem jako zwrot ofiary wrzuconej do koszyka przy wymianie różańców i poszedłem dalej.
Dochodząc do kolejnego przystanku wędrówki, jednocześnie śmiałem się do siebie i zastanawiałem się co by było, gdybym wrzucił do koszyka 50 Euro? Czy również taki banknot bym znalazł? Te rozmyślania szybko się skończyły, gdy zobaczyłem “ostatni etap” wędrówki. Dreptanie po rozgrzanych skałach.

Do miejsca objawień Matki Boskiej dotarłem po 15 minutach i natychmiast schowałem się pod drzewami, bo 35 stopni w cieniu to dla mnie katorga. Po 2 godzinach postanowiłem wrócić do hotelu.

Mimo skwaru, schodzenie po skałach przebiegło sprawnie. Jakieś 20 metrów przed całkowitym zejściem na płaską powierzchnię, dostrzegłem starszego mężczyznę, który siedział na dużym kamieniu. Początkowo myślałem, że odpoczywa, ale gdy zbliżyłem się do niego zobaczyłem, że trzyma w ręku czapkę i prosi o jałmużnę. Wtedy wiedziałem, że te – zwrócone przez Maryję kilka godzin wcześniej 10 Euro – nie było dla mnie 🙂 Oddałem, co nie moje i wróciłem do hotelu na kolację.